Kilka dni temu dostaliśmy maila od Julii, która jest stałą czytelniczką naszego bloga. Dołączone do niego były zdjęcia z Aarhus w Danii, gdzie Julia była w odwiedzinach u swojej koleżanki, a także krótki tekst, który wraz ze zdjęciami zamieszczamy poniżej. Dziękujemy bardzo za kolejne materiały, które jak zwykle z przyjemnością publikujemy. Takie pocztówki to my lubimy ;)
A oto kilka słów od Julii:
Rowerowa pocztówka z Danii.
Aarhus to miasto, które
bardzo zgrabnie daje się porównywać do Lublina. Jest niewiele mniejsze
(choć całkiem spore, jak na duńskie warunki), pełne studentów i zieleni i
chociaż Półwysep Jutlandzki kojarzy się raczej z nizinami i depresjami, w
Aarhus nie brakuje górek, które mają to do siebie, że jakoś na rowerze zawsze
trzeba się wspinać, a nie jechać w dół ;) Na rowerach jeżdżą wszyscy i wszędzie. I jest to zupełnie
naturalna sprawa. Jednym z pierwszych zakupów mojej koleżanki, która wyjechała
tam na wymianę studencką był właśnie rower, chociaż nigdy wcześniej nie jeździła
rowerem po mieście. Nie była zresztą jedyna- właściwie wszyscy jej znajomi
zaopatrzyli się w rowery równie szybko, czyli na ogół w pierwszym tygodniu po
przyjeździe do Aarhus.
To, że rower jest najbardziej oczywistym środkiem transportu w tym mieście,
widać na każdym kroku. Zima wcale nie jest przeszkodą. Kiedy na początku lutego
w Aarhus spadł wielki śnieg, ścieżki rowerowe odśnieżane były w pierwszej
kolejności. Piesi przecież sobie poradzą, chodniki nadal były białe, kiedy
rowerzyści jeździli już w komfortowych warunkach. Przy wszystkich centrach
handlowych, urzędach, szkołach, budynkach uniwersytetu, czy przy plaży na
rowerzystów czekają stojaki (których chyba zawsze jest za mało). Rowerzyści są
w większości i trzeba się do nich dostosować. Należy uważnie wychodzić z
autobusu, bo ścieżki rowerowe biegną pomiędzy chodnikiem, a ulicą, również na
wysokości przystanku. Po ścieżkach rowerowych NIKT nie chodzi. Nigdy zresztą
nie są zbudowane z kostki i trudno je pomylić z chodnikiem. Trzeba jednak
zaznaczyć, że rowerzyści także trzymają się zasad i mam wrażenie, że są
bardziej zdyscyplinowani niż chociażby mieszkańcy Amsterdamu.
Studenci jeżdżą na uczelnię, ale i wracają na rowerach z
imprez. Dobrze jeśli rower jest nieco starszy i wygląda na dość zniszczony,
można wtedy uniknąć kradzieży. Czasem jednak „kradzieże” wychodzą na dobre.
Słyszałam opowieść o dziewczynie, która wyszła z imprezy i nigdzie nie mogła
znaleźć swojego roweru. Kilka dni później pojawił się pod drzwiami jej
mieszkania z taką wiadomością „Przepraszam, że zabrałem Twój rower. Byłem zbyt
pijany, żeby wracać do domu o własnych siłach. Musiałam to zrobić. Żeby Ci to wynagrodzić wyczyściłem i
przesmarowałem łańcuch.”
Co kraj, to obyczaj ;)