
Dopełnieniem zwariowanego dnia było spotkanie zakręconej rowerowo rodzinki z Norwegii :) Gdy jechałem ul. Głęboką spostrzegłem kilka żarówiastych kamizelek, niestety zbyt daleko, żeby wyszło z tego sensowne zdjęcie. Gdybym nie dostrzegł flagi norweskiej to pewnie olałbym temat, ale na szczęście wesoło łopotała na poburzowym wietrze :D
Gdy podjechałem do tej gromadki zacząłem gadkę. Okazało się, że Martin i rodzinka jadą z Warszawy do Kijowa :D Dziś wyruszyli z Kazimierza i poprzez Nałęczów (gdzie złapała ich potężna burza) dojechali do Lublina, żeby zatrzymać się na jednodniowy odpoczynek. Ich podróż wygląda w ten sposób, że po trzech dniach jazdy robią sobie dzień przerwy. W sakwach wiozą cały rynsztunek, a w przyczepce Martin wiezie najmłodszego dzieciaka :D Razem siedmioosobowa gromadka :D No ładnie.
Chcieli znaleźć porządny camping, żeby nie spać w namiocie i porządnie odpocząć:) Doprowadziłem ich więc najpierw do ścieżki, a później pojechaliśmy prosto nad Zalew na kwaterę :) Zdążyliśmy przed zmrokiem. Ja natomiast pojechałem po ostatni dzisiejszy wpis - z sekcji Ergometru wioślarskiego :D (kolarstwo w tym semestrze formalnie zawieszone ;/).
PS. Z ideą Cycle Chic ma to raczej niewiele wspólnego. Wydaje mi się jednak, że warto zwrócić uwagę na obuwie. Oprócz jednego wyjątku wszyscy pedałują w sandałach :D